Czyż JacekJak się zaczęła Pana przygoda z dubbingiem ?
– Skończyłem szkołę w 1977 roku i wtedy, świętej Pamięci Zofia Dybowska Aleksandrowicz, wybrała sobie trójkę z naszego roku tj. Mirka Konarowskiego, Jacka Łapińskiego i mnie. Początkowo zaczęła nas angażować do gwarów a później dostawaliśmy epizody, które stopniowo zamieniały się w role.
Kiedy pracowałem u Pani Olgi Lipińskiej w Teatrze Komedia, stwierdziłem, że praca w teatrze mi nie odpowiada, ponieważ nie lubię tak zwanego procesu twórczego tzn. dużej ilości prób, oraz siedzenia w bufecie w oczekiwaniu na wiadomość (po wypiciu kilkunastu herbat), że nie jestem już dzisiaj potrzebny.
Później miałem przyjemność wystąpienia w kilku filmach, jednak system rodzimej produkcji nie odpowiadał mi. Kiedy występowałem za granicą to było co innego. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. I tak np. jeżeli o ósmej było śniadanie to byłem o wyznaczonej godzinie na śniadaniu. Plan filmowy, wyznaczony na godzinę 9 był już przygotowany. Kiedy grałem w filmie „Sherlock Holmes i Dr Watson”, który kręciliśmy w koprodukcji z anglikami to przyjeżdżała po mnie taksówka, zabierała mnie na plan, gdzie było wszystko przygotowane. Miałem też wyznaczonego dublera po to bym się nie męczył próbując sytuację.
Na planie przygotowano dla mnie nawet takie krzyżyki abym wiedział w którym miejscu mam stanąć, w którym kucnąć. Mój dubler mi wszystko pokazywał a kiedy spytałem kierownika planu, „Dlaczego ja w danej scenie nie próbuję.” odpowiedział mi „Po co masz kręcić się po pięć razy w światłach, od tego masz dublera”. W porównaniu do zagranicznych produkcji polski plan filmowy jest zupełnie inny. Kojarzy mi się ze zbyt długim i bezsensownym oczekiwaniem. Chociaż są filmy, które miło wspominam tak jak np. „Między ustami i brzegiem pucharu” w reżyserii Pana Kuźmińskiego.
Ponieważ lubię pełną gotowość i widoczny efekt pracy po tym jak Pani Zofia wykreowała mnie na aktora dubbingowego, doszedłem do wniosku, że ta część działalności aktorskiej najbardziej mi odpowiada. Ostatnio robiłem próby głosu do „South Parku” w którym musiałem zaśpiewać piosenkę w stylu soul. Kiedy zaśpiewałem tę piosenkę to usłyszałem, że wszystko było OK, ale trzeba będzie ją jeszcze powtórzyć, ponieważ okazało się, że była za mało soulowa. Na moje pytanie, kto śpiewa ją w oryginale, usłyszałem, że Isaac Hayes. Wtedy powiedziałem : „Gdybym wiedział, że śpiewa ją Isaac Hayes to odmówiłbym zagrania tej roli”. W odpowiedzi usłyszałem od reżysera : „Właśnie specjalnie Ci nie powiedziałam”.
I to mi się podoba w dubbingu. Podczas nagrań od razu dowiaduję się, że mi poszło dobrze albo źle. Nie muszę czekać. Wynik jest natychmiastowy.

Jaki był Pana pierwszy debiut w dubbingu ?
– Jeżeli chodzi o rolę to film nazywał się „Starszy brat”. Główne role w tym filmie grali Pan Jerzy Tkaczyk, Krzysztof Wakuliński i ja.

Proszę wymienić postacie, którym użyczył Pan swojego głosu a z których jest Pan zadowolony ?
Jedną z moich najważniejszych ról jest postać Tygryska z „Kubusia Puchatka„. Jest to jedna z moich największych ról i jedno z moich największych osiągnięć. Specjalnie nauczyłem się seplenić od mistrza Pana Michnikowskiego.
Poza tym jestem zadowolony z „Żukosoczka” w którym grałem główną rolę, z czarownika w „Księżniczce Łabędzi„, Rafiki z „Króla Lwa„, Wilbura – wielkiego albatrosa, bohatera „Bernarda i Bianki w Krainie Kangurów„.

Które postacie sprawiały Panu trudność i dlaczego ?
– Wszystkie, dlatego że wszystkie są inne. Ponieważ generalnie gram złe charaktery, nie wiem – chyba ze względu na głos, to jeżeli trafi mi się charakter pozytywny tak jak np. świecznik z „Pięknej i Bestii” trzeba się zupełnie zmienić wewnętrznie. Niedawno spotkałem znajomego malarza, który malował portrety moje i mojej żony. Powiedział mi : „Słuchaj, słyszę często w filmach jak mówią : Jacek Czyż a ja ciebie nie poznaję”. Odpowiedziałem mu „Stary, na tym to właśnie polega.
Gdybyś słyszał monotonny, jednostajny głos to musiałbym przestać pracować w tym zawodzie”. Każda postać to inny głos.

To nie stosuje Pan „stałego, niezmieniającego się głosu” tak jak to niektórzy aktorzy robią ?
– Nie. Np. ostatnio gram we wszystkich reklamach Red Bulla, ponieważ jestem zatwierdzony przez Austrię, która jest właścicielem tej reklamy, wszyscy mi mówią, że to nie ja i całe szczęście.

Czy jest łatwiej Panu czytać tekst czy śpiewać ?
– To właściwie równorzędne. Jest mi tak samo łatwo czytać tekst jak i śpiewać. Ponieważ mam za sobą 12 lat nauki gry na fortepianie, 4 lata gitary i 2 lata perkusji w związku z tym jakby nienajgorzej się czuję się w muzyce. Oczywiście zawsze lubię mieć kierownika muzycznego, który mnie kontroluje. Pamiętam, kiedyś strasznie pokłóciłem się z moim serdecznym przyjacielem Markiem Klimczukiem. Graliśmy piosenkę pt. „Upendi” do „Króla Lwa 2”. Wymyśliłem sobie całkiem inny sposób niż to było w oryginale. A on mówi „Słuchaj, to jest Disney i trzeba trzymać się jak najbliżej oryginału”.
Ja na to „Ale ja sobie to inaczej wymyśliłem”. Straszna była z tego powodu awantura a później kiedy to zobaczyłem w całości to przyznałem Markowi Klimczukowi rację. Tak samo potrzebny jest aktorom reżyser dubbingowy który trzyma aktora w pewnych ryzach i kontroluje go cały czas.

Którą z metod dubbingowych lubi Pan najbardziej : starszą, gdzie w studiu przebywało kilka osób czy obecną gdzie nagrywa się z jednym bądź dwoma aktorami ?
– Wolę obecną. Jeżeli mam głos kolegów w słuchawce, którzy już nagrali a oni mają mój głos jeżeli ja pierwszy nagrywam to jest to dużo wygodniejsze niż tłum ludzi w studio. Oczywiście są koledzy, którzy się czują osamotnieni taką pustką w studiu i tym, że tylko jeden siedzi i gada. Mnie zaś taka forma odpowiada.

Czy może Pan opowiedzieć jakąś wesołą anegdotę związaną z dubbingiem ?
– Pracując jeszcze u Pani Zofii Dybowskiej Aleksandrowicz z Krzysiem Kolbergerem graliśmy dwa pieski. On pieska, który szczekał wyższym głosem, ja zaś psa o niższym głosie. No i szczekamy. On „Hau, hau, hau”, ja „Hau, hau, hau”. On „Hau, hau, hau”, ja „Hau, hau, hau”. Pani Zofia, która zawsze lubiła mieć takiego szczekania na zapas powiedziała : „Poszczekajcie sobie jeszcze”. No to my : „Hau, hau, hau” i „Hau, hau, hau”. Wchodzimy do bufetu a Krzysio Kolberger mówi „A ja dziecku powiedziałem, że idę do pracy”.

Nad czym Pan obecnie pracuję ?
– Pracuję nad „South Parkiem” o którym wspomniałem wcześniej oraz nad nowym serialem, który nazywa się „Niefortunna czarownica”. Tam są same kobiety i ja, jeden mężczyzna. Fantastycznie się gra kiedy są same kobiety a jest ich chyba z około 30.

Dziękuję za wywiad.

Czyż Jacek - autograf