Jak rozpoczęła się Pana praca w dubbingu?
Moja praca w dubbingu zaczęła się w dość typowy dla nowej generacji ‚dubbingowców’ sposób. Po rozwiązaniu w 1990 roku przez Panią Minister Cywińską Teatru Narodowego – „Sceny na Woli”- z którym byłem związany, pozostałem (jak wielu aktorów) bez pracy. Ponieważ miałem małe dziecko musiałem jak najszybciej znaleźć jakieś zajęcie.
Dowiedziałem się, że moja koleżanka z Łodzi – Pani Malina Horodecka – zajmuje się dubbingiem. Najpierw była redaktorem, a później stała się reżyserem dubbingu. Zaprosiła mnie do współpracy. Przede wszystkim przyglądałem się Jej pracy, wnikałem w tajniki profesji. Przez rok grałem także mniejsze role – drugoplanowe, epizodyczne. Wkrótce okazało się, że „Canal+”, wypełniając swoją koncesję emisji w Polsce musiał spełnić warunek, że 30% materiału, który emituje, musi mieć polską produkcję. Dyrekcja „Canalu+” porozumiała się z firmą „Start International” w Paryżu. Na mocy tego porozumienia zostało w Polsce otworzone studio dubbingowe dla „Canal+”. W ten sposób powstał „Start International Polska”. Kolejnym etapem było zorganizowanie odpowiedniej ekipy ludzi gotowych do współpracy. Swoją gotowość zaproponowałem przy spotkaniu z Prezesem Studia „Start” głównym organizatorem przedsięwzięcia.
W tym czasie miałem już wtedy ponad roczne doświadczenie w dubbingu. Wiedziałem na czym polega taka praca, jakimi środkami należy się posługiwać, na co zwracać uwagę. Ponieważ umiałem organizować pracę w sensie artystycznym, czyli wiedziałem, jak zastąpić oryginalną wersję językową – nową, polską wersją, moja propozycja współpracy spodobała się. W taki oto sposób jestem „na dobre” związany z firmą „Start International Polska” od chwili jej powstania.
A jaki był pański debiut jako reżysera dubbingowego?
Był to kilkunastoodcinkowy serial „W głębokiej dżungli„, w którym ojciec dwójki dzieci prowadził niewielkie, eksperymentalne ZOO na terenie swojej posiadłości. Jego partnerem był szympans, małpa niezwykłej urody. Pamiętam, że głosu temu szympansowi udzielił Krzysztof Kołbasiuk. Chociaż brał udział w castingu do roli głównego bohatera, okazało się, że jego głos idealnie pasuje do roli „Szympansa” (zarówno jeśli chodzi o barwę, jak i „energetyczność”). Na początku Pan Kołbiasiuk był niezadowolony z propozycji zagrania „Szympansa”, ale podjął się tego zadania i zagrał świetnie. Moim zdaniem jest to jedna z Jego najlepszych ról w dubbingu – fenomenalnie „oddał głosem” charakter i reakcje uroczej małpy.
Czy może mi Pan jeszcze powiedzieć o swoich innych filmach do których zrobił Pan polską wersję?
Firma „Start” współpracowała nie tylko z „Canal+”. Dostawaliśmy także zlecenia od sieci telewizyjnych, emitujących programy oraz filmy dla dzieci. Były to między innymi „Cartoon Network”, „Fox Kids” (obecnie „Jetix”). Jeden z ciekawszych seriali nosił tytuł „A to histeria„, który reżyserowałem na zmianę z Ewą Złotowską. Film opowiadał o historii Stanów Zjednoczonych, w której to Amerykanie przestawili swój ambiwalentny stosunek do historii, kpiąc niemal ze wszystkiego. Pamiętam serial „Time Squad”, który opowiadał o historii świata, a główni bohaterowie, poruszając się w czasoprzestrzeni, zmieniali historię i naprawiali błędy ludzkości.
Jednym z filmów, który dał mi najwięcej satysfakcji był „Krowa i Kurczak„, dlatego też darzę go pewnym sentymentem. Serial ten zmienił niejako odbiór kreskówek. Dzieci, przyzwyczajone do „Bolka i Lolka” oraz innych łagodnych bajek, otrzymały kreskówkę z szokującą dynamiką i niemal ascetycznym obrazem.
Bohaterką serialu jest Krowa, (zagraną świetnie przez Joannę Wizmur, później przez Lucynę Malec) która ma mentalność małej kilkuletniej dziewczynki, a biega sobie z wielkimi wymionami na wierzchu. Towarzyszy jej brat Kurczak (zagrany przez Wojtka Paszkowskiego). W tejże kreskówce zadebiutował (wcielając się w postać czerwonego ‚diabła Reda’ lub ‚Czerwonego’) Jarek Boberek, który (jak się okazało po nagraniach) jest człowiekiem wprost stworzonym do dubbingu. Ma niebywałe umiejętnościach i możliwości głosowe. Również Sławomir Pacek jako ‚Pawian’ (będący odrębną kreskówką w „Krowie i Kurczaku”) okazał się rewelacyjny.
Wyreżyserowałem także 13 odcinków serialu Disney’a „Młode Dalmatyńczyki„. Później zająłem się nagraniem do fantastycznego kilkunastoodcinkowego serialu „Niedźwiedź w wielkim błękitnym domu„, który teraz jest emitowany przez Telewizję Polską (TVP1), już bez naszego dubbingu. Jestem tym niepocieszony i nie wiem dlaczego TVP emituje serial bez dubbingu. [Wcześniej udało mi się bowiem zgromadzić kapitalną grupę artystów, z którymi realizowaliśmy ten serial. Wiele uwagi poświęciliśmy przepięknym piosenkom (interesująca aranżacją i muzyka). W każdym odcinku były przynajmniej dwa utwory, toteż i pracy co niemiara. Nowa wersja emitowana w telewizji jest moim zdaniem niezadowalająca.]
Inne ważne dla mnie filmy oraz seriale to m.in. te, realizowane dla „Universal”, „Warner Bros,”, „Canal+”. Cenię i mile wspominam następujące: „Brisco Country” (Canal+), „Kto się boi ciemności” (Canal+), „Szaleje za Tobą”, „Wojna i miłość”, „Miś Yogi”, „Yogi i kosmici”, „Jan Lasica”(kolejna część „Krowy i Kurczaka”), „Młode Dalmatyńczyki” (Disney) „Johny Bravo”, „Clif Hanger”, „Time Squad” („Strażnicy czasu”), „Z dżungli do dżungli” (film fabularny).
Który z filmów okazał się dla Pana dość trudnym wyzwaniem?
Największymi wyzwaniami są oczywiście filmy nie animowane czyli fabularne, tzw.: ‚ludzkie’, z prawdziwymi aktorami. Mając do czynienia z gwiazdami, użyczającymi swego głosu w oryginalnej wersji, dość trudno jest dobrać polski głos tak podobny, ażeby ‚barwowo’ zgadzał się z oryginałem.
Wyreżyserowałem takie dwa duże filmy fabularne. Pierwszy z nich to był serial „Szaleje za Tobą” z Helen Hunt, której głosu w polskiej wersji użyczyła Ewa Serwa (moja żona) oraz Jacek Kawalec. Był to dość trudny serial komediowy, gdyż trzeba było dobrać precyzyjnie zmienność nastrojów oraz charakterów, a polskie reakcje i polski sposób wyrażania emocji niekiedy nie przystaje do tego, prezentowanego po tamtej stronie oceanu. Polscy aktorzy zagrali fantastycznie, a głos Ewy Serwy idealnie się pasował do postaci Helen Hunt.
Innym moim dubbingowym filmem ‚ludzkim’ był „Wojna i miłość„. Była to opowieść o młodzieńczych latach pisarza Ernesta Hemingway’a, który zostaje reporterem wojennym. W wersji oryginalnej wystąpili Chris O’Donnel i Sandra Bullock, zaś w polskiej wersji głosu użyczyli im: Beata Ścibak i Bartosz Opania.
Czy podczas nagrań przydarzyło się coś zabawnego co utkwiło w pańskiej pamięci a o czym zechciałby Pan opowiedzieć?
Sytuacje zabawne zdarzają się niemal bez przerwy, natomiast nie rejestruję tego w pamięci żeby stworzyć jakąś anegdotę. Przydarzyły się nam natomiast kiedyś dwie „katastrofy”.
Pierwsza z nich dotyczyła pewnego serialu emitowany w telewizji, z którym byliśmy „do przodu” o kilka odcinków niż emisja w telewizji. Tak było do czasu, kiedy okazało się, że jeden z naszych komputerów po prostu „zlikwidował” nagrania. Pierwsze reakcje to: popłoch, rozpacz, tragedia. Okazało się nagle, że w poniedziałek jest emisja danego odcinka, a my w poprzedzającą sobotę orientujemy się, że tych kilku „zapasowych” odcinków nie ma. Dwudziestotrzyminutowy odcinek realizuje się standardowo w około trzy dni. My natomiast dowiadujemy się w sobotę po południu, że nie mamy materiału na poniedziałek! Ekipa została wezwana natychmiast. W ciągu dwóch dni (czyli z soboty na niedzielę i z niedzieli na poniedziałek) dograliśmy trzy odcinki! Był to zatem materiał na kolejne trzy dni. W nasz tzw.: „trzydobowy maraton” zaangażowane były aż dwie ekipy – jedna nagrywała, a druga montowała gotowe nagrania. No cóż, takie „katastrofy” czasami się zdarzają, chociaż nie znamy ich przyczyn. Pewnie kosmici mają jakiś wpływ na Studio Start 😀
Kolejna przygoda dotyczyła pracy nad serialem „An American Tail” . Nagraliśmy już jedenaście piosenek, które również zniknęły z pamięci komputera, mimo że nie popełniono żadnego błędu. Rano mieliśmy gotowe materiały, a po południu zniknęły wszystkie nagrane piosenki. Całe szczęście, że w tym przypadku nie ma tak bliskiego terminu emisji i mamy troszkę więcej czasu na przygotowanie.
Nagranie piosenek jest bardzo pracochłonne. Po pierwsze trzeba się nauczyć danego utworu, po wtóre należy spróbować parokrotnie, następnie nagrać, a jeszcze później zaplanować wersję ‚surround’ (kolejny etap pracy). Wszystko to trzeba było zatem realizować od początku…
A nad czym Pan obecnie pracuje?
W tej chwili reżyseruję czteroodcinkową serię, 75-minutowych filmów, na zlecenie firmy „Universal”. Są to filmy złożone z elementów kilku musicali, m.in. „Skrzypka na dachu”. Seria ta nazywa się „An American Tail”. świat ludzki przeniesiony jest w środowisko myszy. Jest to historia emigrantów rosyjskich myszy, które symbolizują ludzkość przeniesioną z Rosji do Stanów Zjednoczonych. Jak podejrzewam będzie to hit dla najmłodszych widzów. Czeka nas bardzo dużo pracy przy tym interesującym filmie – jest tam czterdzieści ról oraz, co ciekawe, aż osiemnaście piosenek, które mają szanse stać się wielkimi przebojami.
Jak spędza Pan swój wolny czas – poza studiem i nagraniami?
Ponieważ ja i moja żona jesteśmy aktorami, często gościmy w teatrze. Oglądam wiele z nowych produkcji teatralnych z dwóch powodów: po pierwsze – dla przyjemności, a po drugie – dla „wiedzy zawodowej”. Liczę, że pojawi się jakiś nowy „głos”, którego jeszcze nie znam, z którym się jeszcze nie pracowałem, a który mógłbym wykorzystać. Poza tym jak mogę to w sobotę lub w niedzielę z największą przyjemnością jeżdżę na działkę, którą w pewnym sensie uprawiam – taka zabawa działkowicza. A kiedy mam zdecydowanie więcej wolnego czasu, chętnie odwiedzam piękny Kraków, który darzę ogromnym sentymentem.
Dziękuję za rozmowę.