70-lat.

Tyle nas już dzieli od pewnej notatki jaka pojawiła się w magazynie „FILM” z dnia 1 maja 1949 roku:

… Przy Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi utworzony został oddział „dubbingowy”, który będzie dokonywał podkładania polskiego tekstu mówionego do filmów obcojęzycznych. W celu wyszkolenia fachowych polskich kadr -przyjechali ze Związku Radzieckiego na okres kilku miesięcy dwaj wybitni specjaliści w tej dziedzinie: reżyserzy dubbingu Zołotnicki i Dymitriew…„. Tak, tak. Nasz „Wielki Brat” ze wschodu był nieoceniony. Nawet w dubbingu. Faktem jest że filmy jakie potem dubbingowano pochodziły od naszych socjalistycznych braci a te zza oceanu podlegały przy okazji cenzurze.

Wróćmy jednak do daty 1 maja bo skoro ta notatka pojawiła się w magazynie „FILM” to właściwie przyjęto tę datę jako powstanie studia. Wprawdzie 1 Maja był świętem państwowym i w tym czasie odbywały się pochody jednak zawsze z tej okazji oddawano jakiś obiekt do użytku. Można przypuszczać że studio to powstało na kilka dni przed 1 maja ale zostało przekazane do użytku właśnie w tym dniu.

Jak wspomniałem na początku w tym roku (2019) minie już siedem dekad. Siedem dekad, które dało nam wspaniały dubbing do filmów, seriali i przede wszystkim bajek skierowanych dla dzieci. Dubbingi ze wspaniałymi kreacjami naszych polskich, znakomitych aktorów. W zasadzie wszystko dobrze szło aż do połowy lat 80-tych, kiedy to z racji droższych kosztów dubbingu, zrezygnowano z niego i zaczęto przechodzić na tańszego w kosztach lektora, który dobrze zadomowił się na kasetach VHS oraz na napisy, które zaczęły masowo pojawiać się w kinach. Ta zmiana spowodowało iż młodzi ludzie wychowani na lektorze i napisach dość sceptycznie odnosi się do dubbingu i nie przeszkadzało im że dźwięk, muzyka oraz dialogi były zagłuszane przez jedną osobę, która momentami czasami nie nadążała za czytaniem.

Powróćmy jednak do naszego studia w Łodzi. Cały proces przygotowania dubbingu nie był jednak tak łatwy i prosty jak teraz to się odbywa (o tym napiszę w innym artykule). Dwutygodnik „FILM” zamieścił bardzo ciekawy, zilustrowany zdjęciami (autorstwa Mieczysława Vogta) artykuł o tym jak powstaje dubbing. Ponieważ reportaż ten pojawił się w „FILMIE” w dniu 15 czerwca 1949 roku więc to jest chyba jedyna okazja by przyjrzeć się jak to wszystko powstawało. Od razu przepraszam za jakość zdjęć – pochodzą one z czasopisma, które ma 70 lat i w trakcie robienia fotografii zbytnio nie zwracano uwagi na jakość.

Do studia trafił film „Harry Smith odkrywa Amerykę”. Rozpoczyna się żmudny proces. W zasadzie zanim aktorzy wejdą do sali nagrań to wpierw zbiera się kierownictwo ekipy dubbingowej, które ustala plan pracy oraz układa listę aktorów zaproszonych do prób głosów.

Reżyser Zołotnicki przegląda tłumaczenie tekstu, przygotowanego wcześniej przez tłumacza (tekst musiał mieć zachowaną dokładną ilość sylab oryginału) przed przekazaniem go do dalszej obróbki.

Żmudnej pracy nad dubbingiem nigdy dość. Reżyser polskiej wersji językowej, tłumacz oraz redaktorzy oglądają wielokrotnie wyświetlane na sali projekcyjnej raz po raz pojedyńcze fragmenty pociętego wcześniej na części filmu, wprowadzając przy okazji zmiany oraz poprawiając niektóre zdania.

Kiedy tekst jest sprawdzony to jakby było tego mało, redaktor tekstu – Pani Janina Balkiewiczowa, patrzy na ekran słuchając równocześnie przez słuchawki oryginalnego dialogu, sprawdza słowo po słowie czy zgadza się ruch ust przy wymowie polskiego przekładu z ruchem ust aktora mówiącego w filmie (w żargonie dubbingowców – czy zgadzają się kłapy)

Teksty są przygotowane, sprawdzone i zaakceptowane. Wybrani na podstawie prób głosu aktorzy, zapoznają się z filmem a następnie dyskutują z reżyserami nad swoimi rolami, po czym otrzymują do ręki egzemplarze rozpisanych na osoby dialogów.

Kolejny etap to etap udźwiękowania. W specjalnej sali synchronizacyjnej w atelier aktorzy oglądają odpowiadający tekstowi odcinek filmu, słuchają rosyjskiego dialogu, starając się zapamiętać intonację głosu, pauzy, rytm itd. Na zdjęciu Danuta Szaflarska i Adam Mikołajewski.

Kiedy aktorzy próby mają już za sobą oraz gdy tekst jest dostatecznie opanowany, wyłącza się dźwięk i przy projekcji „na niemo” aktor próbuje głośno wymawiać swoją rolę. Na zdjęciu Danuta Szaflarska w chwili oczekiwania na koniec repliki wygłaszanej przez partnera.

Kiedy próby wypadły dobrze a aktorzy opanowali część tekstu do perfekcji następuje jeszcze jedna próba – próba generalna przy włączonych mikrofonach. W tym samym czasie operatorzy dźwięku – kierownik Włodzimierz Dmitriew i Leszek Wronko utrwalają na taśmie polski dialog.

Aktorzy skończyli swoją tytaniczną pracę w studio, ale to jeszcze nie koniec zabawy, bowiem praca przenosi się teraz do montażowni gdzie montażysta zapoznaje się z materiałem wybierając z kilku nagrań te najlepsze, odpowiadające ściśle obrazowi (czyli w żargonie fachowców – „synchroniczne”). Na zdjęciu reżyser-montażysta Katarzyna Karpowa przy pracy.

Ostatni etap pracy. Zespół montażystek łączy poszczególne odcinki nagranej taśmy, sprawdzając na „Movioli” – specjalnym stole dźwiękowym – zgodność obrazu z dźwiękiem. W kolejnym etapie film matka wędruje do specjalnego laboratorium, gdzie zostaną wykonane kopie dla kin.

I to byłoby na tyle … Nie wiem jak długo pracowano tą metodą ale sami przyznacie, że była to dość żmudna robota zarówno dla reżyserów jak i dla aktorów, którzy musieli powtarzać tyle razy dopóki nie wyuczyli się danej sceny na pamięć. Obecne nagrania różnią się a sam proces dubbingu trwa o wiele szybciej, zresztą musi trwać bo terminy wyznaczane przez dystrybutorów gonią a rzeczy do dubbingowania jest o wiele więcej niż to było siedemdziesiąt lat temu … ale o tym napiszę w innym materiale.