Piszesz na twojej stronie internetowej, że twoje zafascynowanie aktorstwem wzięło się od „Niekończącej się powieści”, którą obejrzałeś mając 6 lat. Czy dubbingiem też jesteś zafascynowany ? Od czego się to zaczęło?
Dubbing fascynował mnie od zawsze. Do dziś uwielbiam oglądać kreskówki z polską obsadą. Już na studiach myślałem o pracy w tej dziedzinie, ale w Krakowie nie było studia dubbingowego. W 2006 roku przeprowadziłem się do Warszawy, dzięki czemu mogłem zrealizować marzenie. Dzięki stronie dubbing.pl znalazłem adres Eurocomu, poszedłem na nagranie próbne, i już zostałem.
Pierwsze kroki stawiałem w H2O pod czujnym okiem Tomasza Marzeckiego. Z H2O trafiłem do Studia Start, do Elżbiety Bednarek. Wciąż się uczę i cały czas mam tremę… ale jakoś się toczy to moje dubbingowanie.
Do tej pory użyczyłeś swego głosu w kilku filmach. Czy darzysz sympatią którąś ze swoich dubbingowanych postaci?
Najwięcej pracy włożyłem w pracę nad Lewisem z H2O i Spencerem z iCarly, chyba te dwie postacie są moimi faworytami, choć przyznam, że lubię wszystkich moich bohaterów. W każdym razie do żadnego nie czuję antypatii 😉
Czy na twojej liście dubbingowanych postaci znalazła się taka, z którą miałeś trudności?
Pracuję w tym zawodzie zbyt krótko, aby mówić o łatwości” grania. Czasami pojawiają się jakieś trudności, ale mam szczęście pracować z doświadczonymi i bardzo przychylnymi reżyserami. Dzięki ich pomocy zawsze szybko znajdujemy „złoty środek”.
Podczas nagrań w studiu czasami przydarzają się śmieszne sytuacje … czy miałeś taką sytuację z którą mógłbyś się z nami podzielić?
Kiedyś przyszedłem na nagranie z moją narzeczoną, usiadła obok realizatora i miała odsłuch na całe nagranie. Akurat tego dnia robiliśmy „zwierzęco-animowany” serial… grałem wtedy jakieś epizody, całe nagranie gdakałem, szczekałem, prychałem i siorbałem. Od tej pory nie mówię już, że wychodzę do „pracy”, to nie brzmi poważnie 😉
Ostatnio na nagraniu iCarly musimy robić krótkie przerwy, bo nie mogę przestać się śmiać z dialogów mojego bohatera. Czasami jedną kwestię muszę nagrywać kilkanaście razy, bo śmiech powraca. Ten serial robi się z odcinka na odcinek coraz lepszy. Więc podobne sytuacje będą się zdarzały częściej 😉
Co jest trudnego? Teatr, film, dubbing czy czytanie audiobooków?
Każda z tych dziedzin jest odrobinę inna. Wszystkie łączy warsztat aktora, ale różnią się dynamiką pracy. Teatr to ciągłe próby, wielogodzinna analiza. Film to praca wymagająca błyskawicznej gotowości. Podobnie jest z pracą w studiu dźwiękowym. Dubbing to szybka, dynamiczna praca z głosem… a czytanie 300 stron powieści, to długie godziny przed mikrofonem w dusznym pomieszczeniu. Jeśli aktor lubi się rozwijać w każdej z tych dziedzin z pewnością się sprawdzi, bo pozwalają one odkryć coś nowego w tym zawodzie, spojrzeć na budowanie postaci z zupełnie innej perspektywy. Wszystko jest kwestią przygotowania i nastawienia do pracy.
Masz już jakieś plany na przyszłość jeśli chodzi o dubbing?
Otrzymałem kilka dni temu rolę w nowym serialu „Big Time Rush”. To nie tylko nowa postać, ale także nowy dla mnie reżyser – Marek Robaczewski. Cieszę się na myśl o tej pracy, bo to kolejna szansa na zdobycie doświadczenia. W dodatku będę śpiewał, więc zrealizuję kolejne małe marzenie.
Ostatnio uczę się także robić tłumaczenia dubbingu. Na razie tylko w zaciszu domowego ogniska, ale mam nadzieję, że już niedługo coś z tego wyjdzie. To mozolna i czasochłonna praca, ale ogromnie satysfakcjonująca.
Dziękuję za rozmowę.