MARIA PIOTROWSKA (1931 – 1997)

Reżyserią dubbingową zajmuje się od 1957 roku. Zaczynała w Łódzkim Oddziale Studia Opracowań Filmowych. Od 1979 roku pracuje w warszawskim SOFie. Wyreżyserowała m.in. dubbing „Makbeta”, „Kupca weneckiego” z serii „Szekspira działa wszystkie”. Dzięki niej powstał dubbing seriali „Kacze opowieści”, „Chip i Dale” i casting „Dalszych przygód Kubusia Puchatka”. Reżyserowała dubbing „Mahabharaty” oraz filmów wytwórni Walt Disney Pictures – „Poszukiwacze zaginionej lampy”, „Piękna i Bestia”, „Aladyn”, „Król Lew”, „Pocahontas” i „Toy Story”.

Wywiad z Panią Marią Piotrowską, który został zamieszczony w nieistniejącym już magazynie „Cinema” przeprowadziła Pani Joanna Płocińska.

Skończyła Pani wydział reżyserii w Łódzkiej Szkole ilmowej i od ponad dwudziestu lat pracuje w warszawskim Studiu Opracowań Filmów jako reżyser dubbingu. Dlaczego wybrała Pani właśnie tę formę obcowania z filmem?
Dubbingiem zaczęłam się zajmować, ponieważ założyłam rodzinę i chciałąm być blisko niej. Nawet krótki metraż nie dawał mi takiej szansy. A poza tym warunki początkujących reżyserów były wówczas dosyć skromne.

Należy Pani do reżyserów, o których się mówi, że mają ogromne wyczucie i intuicję w doborze aktorów. Czy można się tego nauczyć?
W okresie asyntetury obserwowałam pracę starszych kolegów Bartoszka i Drobaczyńskiego. Nauczyłam się słuchać dźwięku i głosów w wersji oryginalnej, co bardzo pomaga mi w mojej pracy. Dzięki mojej długoletniej praktyce możliwe jest unikanie fałszów oraz zachowanie oryginalnych emocji gry aktorów. Dużo zawdzięczam Szkole Filmowej. W czasie zajęć wielokrotnie oglądaliśmy najlepsze filmy świata w wersji oryginalnej, bez jakiegokolwiek tłumaczenia. To była nauka słuchania dźwięku i głosów.

Teraz pewnie przekazuje Pani swoją wiedzę młodszym?
Tego nie można przekazać, można jedynie ukierunkować.

Wyreżyserowała Pani sześć disneyowskich tytułów, a w tym pięć nominowanych w wersji oryginalnej do Oscara. Dlaczego zaczęła się Pani zajmować filmami animowanymi?
Disney wkroczył na rynki Europy Wschodniej w 1990 roku. Wówczas istniały dwa studia. W drodze konkursu wybrano nasze, ponieważ proponowane przez nas obsady bardziej podobały się za Oceanem. Wyreżyserowałam filmy : „Piękna i Bestia”, „Król Lew”, „Aladyn”, „Pocahontas” i „Toy Story”. Miałam opracowywać też „Dzwonnika z Notre Dame”, ale dubbingowałam dla TVP ośmioodcinkowy serial „Nowe przygody Arsena Lupin”. Nie mogłabym pogodzić w czasie tych dwóch dubbingów. Pracowałam też nad wersją aktorską „101 dalmatyńćzyków”, filmu nie animowanego, z prawdziwymi aktorami i zwierzętami.

Czy ma Pani jakiś własny sposób na wyszukiwanie aktorów do obsady ? Disney jest przecież niezwykle surowy w ocenie.
Na początku nie wiedziałam, o co im chodzi. Potem, kiedy nagrałąm scenę po polsku, puszczałam jeden wers nagrany przez naszego aktora i ten sam po angielsku. Jeżeli głos nie odstawał od fragmentów oryginalnych, to znaczy, że wybór był trafny. A potem rzeczywiście, wybrany przeze mnie aktor był zatwierdzany przez Disneya. To był pierwszy stopień sukcesu. Tak jest do dzisiaj.

Pani decyduje też o wykonawcach piosenek…
Tak, i to jest największy problem. Kiedy nagrywałam „Pocahontas”, od razu zdecydowałam się na Edytę Górniak. Specjaliści Disneya zalecili zresztą zaangażowanie gwiazdy piosenkarskiej. Dialogi miała nagrywać aktorka. Wybrałam Małgorzatę Foremniak. Myślę, że nikt nie zorientował się, że rolę Pocahontas grają dwie osoby.

Jak przydzielane są reżyserom dubbingowym poszczególne filmy?
Dzisiaj są konkursy. Przedtem była kolejka. Było nas zaledwie pięciu, momentami sześciu reżyserów i dwa studia. Wszyscy pamiętają seriale „Elżbieta, królowa Anglii”, „Saga rodu Forsythów”, „Saga rodu Paliserów”, „Ja, Klaudiusz”, „Pogoda dla bogaczy” i inne. Za tymi serialami kryją się nazwiska : Zofia Dybowska-Aleksandrowicz, Izabela Falewicz, Henryka Biedrzycka, Maria Olejniczak.

Mimo to nagrała Pani kilka polskich wersji „Szekspira dzieł wszystkich”. Dubbing sprzed 1990 roku i dzisiejszy. Istnieje między nimi różnica?
Nie. Zawsze musieliśmy i musimy równać do oryginału. Nie mogę wybrać aktorów, jakich ja chcę, ale któych zaakceptuje Disney. Wysyłamy kasetę do Stanów Zjednoczonych, a potem czarno na białym dostajemy odpowiedź : ten doby, ten niedobry. Metoda pracy jest więc taka sama jak kiedyś : możliwie jak najmniej odchodzić od oryginału.

Jaką przyszłość wróży Pani polskiemu dubbingowi?
Nie najlepszą. Nie ma już tak solidnej szkoły zawodu, jak prze laty. Wątpię, czy bez ludzi z doświadczeniem można odnosić sukcesy, a poza tym widzowie przyzwyczaili się do lektora. Trudno uwolnić się od przyzwyczajeń.

A Pani sama, którą z form przedstawiania filmu dźwiękowego lubi najbardziej?
Pewne filmy dubbingować po prostu trzeba. Ze względu na atmosferę, jaką przekazują nam dialogi. Trudno wyobrazić sobie działa Szekspira z lektorem. Nawet napisy nie zdają tu egzaminu. Są tylko skrótem myślowym.

Dubbing wymaga zarówno od reżysera jak i aktora wszechstronnych umiejętności. Można więc tę formę opracowania filmu nazwać sztuką?
To tylko przekład, ale czy dobry przekład nie jest sztuką ? Trzeba znać realia, klimat powieści, żeby ją dobrze przetłumaczyć. To samo dotyczy dialogów filmowych. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dobrze przetłumaczył Marqueza bez znajomości realiów jego świata. Inaczej nie uda się wiarygodnie przenieść emocji i atmosfery zawartych w oryginalnym materiale. Dubbing jest więc sztuką przekładu.

Dziękuję za rozmowę.