Jakie warunki trzeba spełniać aby być dialogistą?
Mogę tylko powiedzieć, jak było ze mną. Dostałem od znajomego numer telefonu do studia filmowego i zadzwoniłem tam. Na początek dostałem kilka szeptanek, a potem pojawiła się okazja zrobienia tzw. układki. Zrobiłem to bez żadnego przygotowania teoretycznego. Dostałem tylko kilka wskazówek, co to jest pauza, odbicie, reakcja, gdzie i jak się je stawia. Udało się i po pierwszym filmie przyszły następne.
Wiem, że istnieje jakiś materiał teoretyczny, ale nigdy nie miałem z nim kontaktu. Będę musiał to sprawdzić, bo czasem czuję, że kilka teoretycznych wskazówek przydało by się. Jednak mam wrażenie, że przede wszystkim potrzeba dużo praktyki.
Ile zna Pan języków obcych (i jakie)?
– Znam biegle angielski i portugalski. Z większym lub mniejszym bólem czytam po hiszpańsku, francusku i rosyjsku.
W zamierzchłych czasach dialogi były opracowane przez dwie osoby: przez redaktora i tłumacza. Czy teraz robi to jedna osoba, i jaka role miał (kiedyś) do spełnienia redaktor?
– Nie wiem, jak to się odbywało w „zamierzchłych czasach”. Obecnie dialogista dostaje przetłumaczony tekst w kasetą, albo oryginalną wersję (tak wolę) do tłumaczenia i „układki”. Potem czyta to redaktor i reżyser. Ale faktycznie tekst jest weryfikowany podczas nagrania. Tam się okazuje, czy jest zbyt mało, czy zbyt dużo tekstu, czy właściwie postawione są odbicia i inne techniczne szczegóły.
Ile Pan ma czasu na opracowanie dialogów i układek?
Zwykle studio chce dużo, szybko i poprawnie. W praktyce obróbka 20 minut przetłumaczonego już filmu zajmuje mi około 8 godzin, wliczając w to konieczne przy tak intensywnej pracy krótkie przerwy. Jeśli chodzi o samo tłumaczenie, to zależy od filmu. Więcej czasu trzeba poświęcić zabawnym, inteligentnym dialogom, niż takim, które stanowią tylko wypełnienie akcji.
Które z tłumaczonych przez Pana filmów było największym wyzwaniem i dlaczego?
Każdy film niesie z sobą jakieś niespodzianki. Przy filmie „Szarcio i Teodorsz” miałem sporo roboty z wymyślaniem wesołych nazw i powiedzonek związanych z rybami. Przy okazji nauczyłem się na pamięć połowy atlasu ryb. Podczas pracy nad „Wyspą skarbów” wydzwaniałem do znajomego marynarza, żeby zapoznał mnie z morskim żargonem. „Laboratorium Dextera” wymagało ciągłego zaglądania do Słownika Technicznego. A ostatnio pracowałem nad odcinkiem greckiej bajki tłumaczonej na angielski i musiałem nieźle się nakombinować, zanim przetłumaczyłem przeoczony przez poprzedniego tłumacza grecki napis.
Dziękuję za wywiad.