Zdzisław Zieliński – realizator dźwięku. W dubbingu od 2000 roku. Ostatnio bez jego pracy nie wyjdzie żaden film z Film Factory Studio. Prócz pracy nad dźwiękiem znajduje też czas przy warsztatach dubbingowych, gdzie oprócz wciskania guziczków udziela też cennych rad osobom, biorącym udział w warsztatach. O swojej pracy, która nie jest łatwym kawałkiem chleba opowiada mi swoim wywiadzie.

Kim jest realizator dźwięku?
I jak ja mam ci na takie pytanie odpowiedzieć? Realizator to taki człowiek, który siedzi w ładnym, regulowanym i wygodnym fotelu i to mu nadaje powagi. Żart. No, już dobrze, jeszcze raz. Realizator dźwięku to taki ktoś, kto siedzi i dłubie. Dłubie i dłubie i znowu dłubie, dłubie w nieskończoność. Popatrzy, posłucha, posunie suwaczkiem raz w górę, raz w dół. Jeszcze raz popatrzy, jeszcze raz posłucha, coś tam przyciśnie, czymś pokręci, znowu posłucha i …. usłyszy generalnie to, co słyszy każdy. Bo każdy przecież słyszy. No, prawie. I tu pojawia się ta delikatna różnica: chęć, gust i wprawa. Po tysiąckroć wprawa. Wprawa nie ma końca.

Jakie trzeba mieć predyspozycje, do zostania realizatorem dźwięku?
Oczywiście, na pierwszym miejscu – chęci. Chęć i upór – cechy potrzebne w każdym zawodzie. Do tego dochodzi słuch. Ponieważ ten element, powiedzmy sobie szczerze u człowieka jest dalece prymitywny, rozmowa na ten temat zaprowadzi nas w ślepą uliczkę. Jasne, że wszystko trzeba szkolić. Najlepiej od dzieciństwa w szkole muzycznej, albo po prostu bawiąc się muzyką, bo nie dyplom jest przecież wyznacznikiem umiejętności. Choć trzeba przyznać, że nauka u tych co już „umieją” bardzo pomaga. I tu powraca uparcie słowo – wprawa. Upraszczając, trzeba mieć do tego dryg i tyle.

Na jakim sprzęcie pracuje taki realizator dźwięku?
Na takim jaki zastanie w studio w którym nagrywa. Jeśli wykonuje jakąś część roboty w domu, to na takim, jaki lubi i jednocześnie na takim, na jaki go stać. Suwaczki i guziczki o jakich wspomniałem na początku są kosztowne. Jest ich tak wiele, że ach … głowa boli. Jak zawsze, kasa rządzi.

Ile czasu zajęło ci opanowanie twojego biurka pracy?
Czasami zmuszony jesteś opanować go w dziesięć minut, czasem masz dużo, dużo więcej czasu. Niekiedy lata. Wszystko w tej branży jest podobne do siebie. Musisz jedynie dobrze odnaleźć się w labiryncie kabelków, jeśli sam ich nie kładłeś.
Od kiedy pracuję w dubbingu, a mija już siedemnasty rok, wszystko jest pod tym względem stabilne. Tutaj nie ma urwania głowy, w zasadzie możesz na sprzęcie znać się tylko pobieżnie. Mam tę przyjemność, że w Film Factory Studio pracuję na naprawdę wysokiej klasy, profesjonalnym sprzęcie.

W środowisku dubbingowym mówi się, że filmy ludzkie są trudniejsze niż kreskówki. Jak to wygląda od strony realizatora dźwięku?
Jasne, że tzw. „ludzkie filmy”, czyli te nie animowane, tam gdzie ktoś nakręcił prawdziwych ludzi są o niebo trudniejsze. Dla wszystkich. Dla aktora, dla tego kto robi tzw. „układkę”, czyli dialogisty, dla reżysera, dźwiękowca i przede wszystkim dla widza. To sztuka podłożyć głos pod, powiedzmy Morgana Freemana.

No to który gatunek jest najtrudniejszy? A może to nie gatunek, tylko coś innego?
Na pewno to jest to coś innego. Poza rozróżnieniem o którym wspomnieliśmy, można mówić o utrudnieniach wówczas, kiedy jest wyjątkowo duża ilość tekstu, szaleńcza liczba postaci, mnóstwo scen zbiorowych, a jeszcze jak to jest film muzyczny z tym wszystkim o czym wspomniałem i z gęstym lasem skomplikowanych piosenek, to jest wówczas powód do rwania sobie włosów z głowy. Brrrr.

Który z filmów był w takim razie dla ciebie koszmarem jako dźwiękowca?
Nie miałem z takim koszmarem do czynienia, choć zdecydowanie się o takie produkcje ocierałem. Na serio, gdybym nawet powiedział, że jakiś film był dla mnie koszmarem, obnażyłbym tylko swoje słabości. Cała moja praca to wspaniała, kolorowa bajka.

Właściwie to dlaczego, iż mimo, że masz dobry sprzęt, to jeździsz po obcych lądach. Jaka jest twoja rola poza granicami kraju.
Bo często wymaga tego zagraniczny klient, bo potrzebna jest sala kinowa z licencją dolby, aby w każdym kinie film brzmiał możliwie tak samo. Wraz ze zmianą nośnika, na którym wyświetla się w kinie filmy, zmienia się również zapotrzebowanie na formę w jakiej miks ma być zrobiony. Generalnie miejsce w którym się miksuje, to najczęściej jest jednak wybór klienta.

Jak tam odbywa się zgranie dźwięku? Czy na takich samych zasadach?
Zasady na całym świecie są takie same. Języki różnią się co prawda między sobą, ale ogólne zasady są identyczne.

Prócz dźwiękowca miałeś okazję pracować jako kierownik muzyczny. Domyślam się, że były to dwa etaty przy jednym filmie … nie był to dla ciebie koszmar?
Tak, było trochę tego. Na przykład Happy Feet 2. Koszmar? To słowo z horrorów. Wprost przeciwnie. To było jedno z ciekawszych zadań. Sama przyjemność pracy z ludźmi, często wybitnymi. Wielka, wielka satysfakcja.

Jaka jest twoja rola w warsztatach dubbingowych organizowanych przez Film Factory Studio?
Jedna z nich to naciskanie guziczków, szczególnie tych z napisem „record” i „stop” gdy warsztatowicze mordują się przed mikrofonem, zadziwieni, że sprawa ma się nieco inaczej niż sobie to wyobrażali. Rzecz jasna, również przekazanie tego, czego doświadczyłem w swojej, już bądź co bądź długoletniej pracy. Również kilka realizatorskich uwag. Przeważnie na koniec są uśmiechnięci.

Czy masz jakieś wskazówki, porady, dla tych co zaczynają pracę w dubbingu? Na co zwraca uwagę taki dźwiękowiec … względnie kierownik muzyczny?
Hmm. Zdawać sobie sprawę, że tylko praca czyni mistrza, pozbyć się strachu i wierzyć w swój talent. Przygotować się na naturalne w tym zawodzie porażki w castingach i nie poddawać się. Na co zwraca uwagę dźwiękowiec? Na wszystko.

Dziękuję za rozmowę.