DANUTA SZAFLARSKA
(6.02.1915 – 19.02.2017)

Poniższy artykuł przygotował Zbigniew Dolny, następnie zamieścił go na forum strony polski-dubbing.pl a ja, za zgodą autora skopiowałem i zamieściłem tutaj.

Danuta Szaflarska w fotografii Macieja Grochali (2015)

Wczoraj o godz 17 dzwoni do mnie telefon. To Miriam Aleksandrowicz – Zbyszku nie wiem czy wiesz, dziś zmarła Danusia Szaflarska.
Miałem to wyjątkowe szczęście, że udało mi się – dzięki rekomendacji Miriam – spotkać i porozmawiać z panią Danutą. Kiedy w 2015 roku wybrałem się z moim przyjacielem, fotografikiem, Maciejem Grochalą do Warszawy, byliśmy umówieni na rozmowę z p. reżyser Miriam Aleksandrowicz. Miriam okazała się fantastyczną, otwartą osobą która momentalnie nawiązuje znajomość i rozmowa z Nią jest samą przyjemnością, tak jak rozmowa ze starym przyjacielem. Na zakończenie naszej wizyty mówię, że jednym z moich marzeń jest spotkanie i porozmawianie z panią Danutą Szaflarską, jedyną żyjącą osobą z pierwszego powojennego dubbingu jakim był film „Harry Smith odkrywa Amerykę”. Jakież było moje zdziwienie kiedy Miriam natychmiast sięgnęła za komórkę i mówi – Dzwonię do Danuśki, załatwię wam wywiad. Przecież ja się wychowałam u niej na kolanach.
Kilka dni później pakujemy manatki i jedziemy z Gdańska do Warszawy na spotkanie z panią Danutą.
Pani Danuta mieszka kilka metrów od Starego Rynku więc umawiamy się na rozmowę w odległej o 20 m od jej mieszkania kawiarni „Kamienne schodki”. Rano p. Danuta była z wizytą u swojego lekarza ale stawia się punktualnie o 12 na nasze spotkanie. Spotkanie na które czekaliśmy tak stremowani, zdenerwowani – przecież za chwilę zobaczymy na własne oczy LEGENDĘ POLSKIEGO KINA. Aktorkę która prawie nigdy nie zgadzała się na wywiady prasowe z nią.
Niepotrzebnie się obawialiśmy. Pani Danuta okazała się fantastyczną, bezpośrednią, sympatyczną osobą. Zwykły człowiek i jednocześnie to przecież nasz skarb narodowy.

Zwykły wywiad o dubbingu przerodził się niepostrzeżenie w rozmowę o życiu i świecie. Rozmowa trwała ponad trzy godziny i zostanie na zawsze w mojej i Maćka pamięci.
Niech mi będzie wolno zamieścić dwa króciutkie fragmenty z tego wywiadu:

Danuta Szaflarska i Jerzy Duszyński

-…Po wojnie dużo grałam w filmie – „Zakazane piosenki”, „Dwie godziny”, „Skarb”. Moim partnerem w tych filmach był Jerzy Duszyński. Byliśmy wtedy niezwykle popularną parą filmową. Więc kiedy zapadła decyzja by Film Polski rozpoczął pracę nad dubbingowaniem filmów obcojęzycznych, zaproszono mnie i Jurka do prac nad pierwszym filmem zagranicznym opracowywanym w polskiej wersji językowej. Z Moskwy przyjechał do nas reżyser Aleksiej Zołotnicki. Przemiły pan. Zaprzyjaźniliśmy się z nim – ja i Jurek. Pierwszy był film „Harry Smith odkrywa Amerykę” i zaraz potem „Spotkanie nad Łabą” z Lubow Orłową. Ten drugi film reżyserował Zołotnicki, nie uczył reżyserów dubbingowych tylko prowadził aktorów, pokazywał jak ma wyglądać praca nad dubbingiem. Dubbing robiliśmy wtedy na hali filmowej w Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Był bardzo zadowolony z efektów naszej pracy. Kiedy wrócił do Moskwy opowiadał, że dubbingowałam świetnie Lubow Orłową. Kiedy później ją poznałam, ona już wiedziała kim jestem i zaprzyjaźniliśmy się. Wtedy był taki zwyczaj, że na uroczystą premierę filmu przyjeżdżała delegacja twórców tego filmu. Poznałam wtedy Pudowkina i wielu innych reżyserów. Poznałam też Lubow Orłową którą bardzo ceniłam z genialnego filmu zrobionego przez jej męża – Aleksandrowa, „Świat się śmieje”.
Zołotnicki robił jeszcze jeden film ze mną, tym razem on reżyserował wersję rosyjską mojej komedii „Skarb”. Kiedy już wiedział o tym mówi mi: „ wiesz, ja pani wybiorę najlepszą aktorkę dubbingową.” I rzeczywiście, na Festiwalu Filmowym w Kijowie miałam spotkanie z publicznością i widziałam ten dubbing. Był świetny.
Zolotnicki (1904-1970) był reżyserem teatralnym, pisał scenariusze i reżyserował w dubbingu m. in. kilka głośnych polskich filmów: „Ewa chce spać”, „Jak być kochaną” i „Popioły”.
W latach pięćdziesiątych dubbingowałam kilka innych filmów: z Marią Kaniewską współpracowałam przy NRD-owskim filmie „Rada bogów”, u Marii Olejniczak w „Wieczorze trzech króli” grałam rolę Olivii, pod kierunkiem Jerzego Twardowskiego dublowałam Martine Carol we francuskiej komedii „Pamiętnik majora Thompsona”, u Seweryna Nowickiego pracowałam nad filmem angielskim „Śmiech w raju”. Było tego o wiele więcej, ale najlepiej współpracowało mi się z Zofią Dybowską-Aleksandrowicz. Jednym z jej najlepszych dubbingów była polska wersja językowa do „Julio jesteś czarująca”. Jeszcze długo później widzowie mówili mi o tej roli: „… jak pani to wspaniale zagrała scenę w sypialni, tam gdzie rozkłada pani ręce..”. Była to scena kiedy to słynna gwiazda teatralna, Julia odkrywa, że jej młody kochanek wykorzystuje romans z nią by wylansować swoją młodą przyjaciółkę i postanawia oddać się swojemu wieloletniemu wielbicielowi i przyjacielowi. Ten jednak okazuje się gejem i tu następuje kapitalna scena kiedy Julia rozkłada ręce czekając na reakcję … która jednak nie nastąpiła. „Jak to pani świetnie zagrała…” – ale przecież to nie byłam ja. To zagrała Lili Palmer. Nastąpiła jednak przedziwna rzecz, widzowie całkowicie utożsamili mnie z aktorką która kreowała tę rolę w filmie. Myśleli, że Lili Palmer to ja. Pamiętam jednak, że słaby był tu Władysław Krasnowiecki grający rolę jej przyjaciela, geja. Dubbing był w tym filmie tak świetny, że nawet chcieli go posłać tej aktorce – Lili Palmer. A dla mnie była to taka rola która mi bardzo łatwo przyszła. Wchodziła jak bułka z masłem.
Zofia Dybowska-Aleksandrowicz znana była z tego, że świetnie dobierała aktorów. Pamiętam jak zaproponowała mi rolę babki Whiteoak w serialu „Rodzina Whiteoaków”. Broniłam się przed tym, jednak ona przekonała mnie, że to rola dla mnie – przecież wy macie taki sam temperament, taki sam charakter! I to była prawda.
Zofia świetnie wyreżyserowała serial z Olą Śląską „Elżbieta, królowa Anglii” a ja z nią zrobiłam „Sześć żon Henryka VIII”.
Zofia była doskonałym fachowcem. Znałam ją jeszcze zanim została żoną Aleksandrowicza. Ona u mnie mieszkała, zaprzyjaźniłyśmy się. Była taka trochę wariatka, trochę szalona, ale naprawdę utalentowana. Z początku nie wiedziała co będzie w życiu robić. Pamiętam jak kiedyś do mnie wchodzi, panienką jeszcze wtedy była, i mówi – nie chcę żyć, zabiję się.
A ja – bardzo dobrze, a jak chcesz to zrobić? Wybierasz nóż czy gaz?
No bo tak trzeba z histeryczką. Jak jej jakieś romanse nie wyszły to nie chciała żyć. Jak jej zaproponowałam różne narzędzia, to się uspokoiła…

…Uważam, że tylko jeden serial jest dobry – to „Ranczo”. W którym zresztą wystąpiłam. Wisi tam w pokoju mój portret. Zagrałam tam prababcię Lucy, ta która w spadku dała wnuczce ten folwark. Zaczyna się to tak, że przyjeżdża ta wnuczka z Ameryki, nie mówi jeszcze dobrze po polsku i pierwszej nocy śni jej się babcia. I dlatego potrzebny tu był mój portret. Więc ja siedzę w fotelu i mówię do niej tylko jedno słowo. Zagrałam tą scenkę, wypowiedziałam to jedno słowo i zapłacili mi całą dniówkę filmową!
Zawsze pracowałam w filmie, w teatrze i dubbingu. Lubiłam tam pracować. Mnie wcale nie przeszkadzało, że przy kręceniu filmu nie ma widowni. To nieprawda – mam widownię, jest reżyser, operator. Opracowuję jakąś scenę i nagle czuję, że mi nie wychodzi, na przykład w „Pora umierać” – wtedy ja zaczynam mówić, ku przerażeniu innych – „dupa”. Wtedy spada ze mnie to wszystko i mogę grać dalej. Nie polecam by ciągle to powtarzać – ale to działa….
…W dubbingu lubiłam pracować, oczywiście z aktorami którzy szybko to chwytali i robili to dobrze. Zresztą Zośka przeważnie takich dobierała. Jeśli ktoś nie trafiał to było bardzo męczące i ciągnęło się to w nieskończoność. W dubbingu trzeba się wczuć w rytm gry aktorskiej. Trzeba pamiętać żeby wskoczyć w tym momencie, w chwili kiedy zaczyna aktor filmowy. To trochę takie ćwiczenie jak linoskoczka, czy kogoś takiego. Jest to trudne żeby zachować tę postać a jeszcze wskakiwać w ruchy warg dubbingowanego aktora. To ułamki sekundy. Nie można się spóźnić, nie można wejść za wcześnie, trzeba zdążyć i jeszcze zmieścić się w tym…

Miriam napisała na swoim Facebooku : Zmarła Danuta Szaflarska, jak pięknie powiedział p. Jan Nowicki ” odleciał Piękny Anioł „…. Dla mnie odszedł bliski mi bardzo człowiek, którego znałam całe życie… ( przyjaźniła się i pracowała z moimi rodzicami ), mieszkaliśmy blisko siebie na Starówce, nawet , swego czasu, mieliśmy wspólną gosposię…… Ech… Zawsze była uśmiechnięta, (ale to wiedzą wszyscy). Nie ważne, jak długo się nie widziałyśmy, zawsze pamiętała i czule się do mnie odnosiła, pytała co słychać u mnie, u mojego taty, co porabia i jak się wiedzie mojemu synowi… A w 2011 roku miałam zaszczyt pracować z Nią w dubbingu!!
Takich LUDZI już więcej NIE MA. I dlatego jest mi smutno, chociaż, przez łzy, cieszę się, że miałam to NIEBOTYCZNE SZCZĘŚCIE spotkać JĄ i ogrzać się w życiu JEJ ciepłem.