Kawalec Jacek

fot. onet

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z dubbingiem?
Myślę, że tak naprawdę zaczęło się to jakieś kilkanaście lat temu, gdy wygrałem casting do mojej pierwszej dużej roli w dubbingu. Była to rola Muminka w 140-odcinkowym serialu o „Muminkach” reżyserowanym przez Pana Andrzeja Bogusza. Dając głos Muminkowi czułem się znów jak mały chłopiec. Musiałem zresztą mówić głosem chłopca, tj. mniej, więcej o oktawę wyżej niż mówię normalnie. Wiele osób często dziwiło się, kiedy dowiadywały się, że Muminek mówi moim głosem.
Mimo, że mówienie takim wysokim głosem dla dorosłego mężczyzny podczas kilkugodzinnych sesji nagraniowych, to naprawdę duży wysiłek muszę przyznać, że zżyłem się z postacią Muminka, a praca nad tym serialem była dla mnie dużą przyjemnością. Mam też dużą satysfakcję, kiedy dziś mój dwuipółletni synek Kajetan z upodobaniem ogląda na video tę sympatyczną, pozbawioną przemocy, niekiedy wzruszającą kreskówkę.

Które ze zdubbingowanych przez Pana postaci są dla Pana najważniejszymi?
Na pewno wspomniany już Muminek. Ale też disnejowski „Bonkers” (po polsku „Rysiul Szmergiel„) – postać zwariowana, wypowiadająca ogromne ilości wyrazów w tempie karabinu maszynowego, a więc wymagająca ode mnie dużej sprawności warsztatowej. Praca nad Bonkersem była dla mnie miła szczególnie ze względy na osobę reżysera – moją dawną koleżankę z Teatru Komedia – Ilonę Kuśmierską.
Innym znakomitym reżyserem dubbingu jest dla mnie Joasia Wizmur, u której zagrałem wiele ciekawych ról. Z największym sentymentem wspominam jednak rolę Poula, głównego bohatera, serialu „Szaleję za tobą”. To rola w filmie z aktorami żywego planu – moim zdaniem trudniejsza do dubbingowania.
Zagrałem też kilka ciekawych dla mnie ról w filmach kinowych. Dymitra w „Anastazji” – amerykańskiej, rysunkowej wersji legendy o rosyjskiej Carewnie. Nagrania do tego filmu zorganizowane były przez wytwórnię Warnera, do kilku europejskich wersji językowych jednocześnie, w Kopenhadze, a reżyserem polskiej wersji była znakomita Ewa Złotowska.

Która z postaci sprawiała Panu największą trudność i dlaczego?
Tą postacią była traszka Ned. Jest to postać zaczarowanej jaszczurki, która umiała zmieniać swoją osobowość, głos, wygląd, dosłownie wszystko. Co chwila wcielała się w inną postać. Potrafiła na przestrzeni jednego wypowiadanego zdania być Humpreyem Bogartem, Marylin Monroe, czy Elvisem Presleyem. Przeobrażała się we wszystkie znane z filmu postacie i była przy tym potwornie dynamiczna. Zarówno Ned jak i wspomniany wcześniej Rysiul Szmergiel, w krótkich odstępach czasowych mieli bardzo dużo tekstu do wypowiedzenia, tak więc po czterech godzinach nagrywania np. Rysiula Szmergla sam już niezłego szmergla dostawałem. Bywały to przedsięwzięcia mocno wyczerpujące dla moich strun głosowych. Granie tego samego dnia dla 900-osobowej widowni wieczornego spektaklu w teatrze Polskim, to naprawdę duży wysiłek.
Zwłaszcza, jeśli ma się do zagrania np. Papkina w „Zemście, czy Lucjusza w „Igraszkach z diabłem”.

Czy dużo piosenek zaśpiewał Pan w dubbingu?
Takim filmem, gdzie miałem najtrudniejsze zadania muzyczne była chyba „Anastazja”. śpiewałem trzy piosenki. Jedną dużą w duecie z Kasią Skrzynecką i dwie solowe. śpiewałem również piosenkę tytułową do „Szmergla”. Także w serialu o pewnym dzielnym zającu pt. „Kapitan Zając” zaśpiewałem, można powiedzieć, naprawdę rockowy kawałek. Miałem też swoją piosenkę w „Rudolfie” w którym zagrałem postać lisa – Zgrywusa.

Jacek Kawalec jako lis Zgrywus w filmie „Rudolf czerwononosy renifer”

Czy jest Panu łatwiej mówić swój tekst czy śpiewać?
To są zupełnie dwie różne rzeczy. Ja bym nie porównywał w żaden sposób, co jest łatwiejsze, a co trudniejsze. Lubię robić i jedno i drugie.

Jaki sposób lubi Pan pracować w studiu. Sam, czy z grupą innych aktorów?
Pamiętam, przy „Muminkach” spotkania niemal towarzyskie. Podczas takiej sesji nagraniowej, gdzie przebywaliśmy ze sobą 4 do 5 godzin są przerwy między jedną a drugą sklejką. Podczas przerw rozmawiamy o tym, co się u nas dzieje w teatrach, opowiadamy sobie dowcipy itp. Teraz niestety przeważnie nagrywa się osobno, ponieważ trudno zgrać jednocześnie terminy wszystkich aktorów, a studia dysponują takim sprzętem, że grać można solo.

Kawalec Jacek- autorgraf

Czy podczas dubbingu przytrafiły się Panu zabawne sytuacje, gagi o których zechciał Pan wspomnieć?
Dla mnie cały ten dubbing jest bardzo zabawny. Pamiętam nagrania przy których trzeba było wykonywać różne dziwne dźwięki, pamiętam również wspólne zdjęcia, które robiliśmy podczas sesji nagraniowych. Aktorzy wtedy robili miny i zachowywali się dość dziwacznie. Człowiekowi z zewnątrz, który przyszedł by z ulicy i popatrzył na nas wydawałoby się wtedy, że zebrała się grupka wariatów i się wygłupiają. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że tak naprawdę to bardzo ciężka praca, wymagająca skupienia i koncentracji.

Nad czym Pan obecnie pracuje?
Teraz gram jedną z postaci w serialu o Myszce Miki, ale nie jest to postać pierwszoplanowa. Poza tym jestem dość mocno zaangażowany w teatrze i troszkę mniej czasu poświęcam dubbingowi, ale jeżeli zdarzy się coś interesującego, na pewno z przyjemnością przyjmę powierzoną mi rolę. Sukcesywnie zgłaszam się na castingi do filmów kinowych i do kreskówek, a ostatnio udzieliłem również swojego głosu do kilku gier komputerowych. Dostałem nawet jedną z takich gier do domu i mogłem ocenić jakie były efekty mojej pracy.

A poza dubbingiem i teatrem jak spędza Pan wolny czas?
Przede wszystkim staram się poświęcać ten czas dzieciom. Mam dwoje dzieci: córkę Kalinę, która chodzi do pierwszej klasy liceum oraz synka Kajetana, który niedługo będzie miał 2,5 roku. Poza tym lubię uprawiać wszelkiego rodzaju sporty: pływam na windsurfingu, jeżdżę na snowboardzie, bardzo dużo jeżdżę na rowerze, co jest w Warszawie zajęciem szczególnie niebezpiecznym. Poza tym trzy razy w tygodniu chodzę na siłownię, a w ubiegłym roku udało mi się spełnić moje chłopięce marzenie, mianowicie zacząłem nurkować, Razem z moją córką zdobyliśmy uprawnienia nurkowe i nurkowaliśmy w Bałtyku, a w czasie wakacji również w Chorwacji, gdzie udało nam się zejść na głębokość 38 metrów.

Dziękuję za rozmowę.