Łukasz Lewandowski – polski aktor teatralny, telewizyjny, radiowy i filmowy, wykładowca w Akademii Teatralnej w Warszawie.
Widzowie zapewne pamiętają go z telewizyjnej adaptacji Edmunda Niziurskiego „Sposób na Alcybiadesa” (Ciamciara), obecnie można go zobaczyć w serialu TVP „Ojciec Mateusz” w którym gra kościelnego Piotra. Jeśli chodzi o dubbing to tutaj jest nieco większe pole do popisu. Przypomnę tylko jego niektóre dubbingowe role : Frodo Baggins (animowana wersja Władcy Pierścieni), Geronimo Stilton (Pułapek) a także Harry Potter (w którym użyczył głos Zgredkowi).

Jak się zaczęła twoja praca w dubbingu? Jak wyglądał twój debiut?
To był rok 1997. Zaczynałem od roli Harolda w „Arnoldzie„. Nagrywałem w studiu Start. Debiut mój nie należał do najszczęśliwszych. Zaczynałem pracę w dubbingu, kiedy w studiu przy nagraniu pracowało kilka osób. Kilka osób, z których jak jedna się pomyliła trzeba było powtarzać daną sklejkę (scenę) od początku. Nie było łatwo. Moi koledzy przeze mnie siedzieli w studiu kilka godzin dłużej. Nic mi nie wychodziło, wszystko było albo za późno, albo za długo, albo złe dykcyjnie, interpretacyjnie. I tak uczyłem się na błędach przez pięćdziesiąt odcinków, doprowadzając wszystkich do granicy bólu. Później pracowałem w Masterze, tam grało się już we dwóch, góra trzech, więc mniej osób była poszkodowana współpracą ze mną.

Która z postaci które zagrałeś sprawiła ci ostatnio najwięcej trudności?
Megatrudnym wyzwaniem był na pewno Zgredek z przygód o Harrym Potterze. Bardzo długo nad nim siedzieliśmy. Kiedy dostałem do ręki stronę tekstu, właściwie to nie był tekst, ale jakieś 59 reakcji lub więcej pod rząd, to po trzech godzinach byłem niemy. W najnowszych przygodach słynnego czarodzieja Zgredek pojawia się ponownie, ale teraz już było inaczej. Minęło trochę lat, więc pojawiły się inne problemy.

Których z zagranych ostatnio postaci wspominasz najlepiej?
Myślę, że te ostatnie postacie, którym użyczyłem swego głosu. Dużym wyzwaniem był dla mnie Marmaduke. Taki dubbing to ogromne wyzwanie, gdy wiem, że tej postaci przede mną użyczył głosu wyśmienity aktor. I gdy jesteś w tle za nim, to zawsze pojawia się poczucie niedosytu, czasami nawet wstydu. Po pracy wracasz myślami do tego, co zrobiłeś i chcesz się wrócić i poprawić, niektóre rzeczy lub wszystko. A jest już pozamiatane i tyle.

Lewandowski Łukasz

Łukasz Lewandowski w SDI Media Studio (fot. Michał Culek)

Łatwiej tobie jest nagrywać do filmów animowanych czy ludzkich (fabularnych)?
Oczywiście, że łatwiej jest mi nagrywać do animowanych, bo mam taki – jak to mówią „kreskówkowy głos”. Tak jest i tyle. Na szczęście dla wszystkich, jeżeli to tylko możliwe, dziś próbuje się grać bajki kreskówkowe bardziej po ludzku.

Ale bywa i odwrotnie. Reżyseruję serial „Zeke i Luther„. Serial w oryginale grany bardzo szeroko i odważnie, można powiedzieć bardzo teatralnymi środkami. Bywa bardzo śmiesznie, bywa nieśmiesznie, ale przy takiej konwencji i estetyce, ryzyko wpisane jest w cenę. Gdy robimy taki ludzki film, w których bohaterowie wymagają ogromnej ekspresji jest jasną rzeczą, że nie możemy ich zagrać korzystając ze wzorca pt.: „polski serial telewizyjny” czy „nowe polskie aktorstwo”.

A jak u ciebie było z reżyserowaniem filmów dubbingowych?
Propozycja padła od szefowej studia SDI, Pani Magdy Sołtyńskiej, która zaproponowała mi reżyserię kolejnej części „Małej Syrenki„. To był gigantyczny stres, bo czy się komuś podoba, czy nie, reżyserowanie to jest branie odpowiedzialności za innych ludzi. (A tu człowiek do końca nie wie, czy za siebie ją tak naprawdę bierze czy nie). Reżyserując biorę cały ciężar na siebie i jak coś nie wyjdzie to będzie wyłącznie moja wina i będę musiał liczyć się z konsekwencjami. Film, który był moim debiutem – kolejna część „Małej Syrenki” to bardzo wdzięczny temat. Film zrobiony jest perfekcyjnie, z wymyślonymi postaciami, pięknymi piosenkami. Wszystko jest jasne, wiadomo dla kogo się to robi, wiadomo o co trzeba walczyć, o jaki rodzaj uczciwości, jaki rodzaj pracy itd. itd. To był mój debiut, więc okazało się, że potrzebowałem więcej czasu na jego przygotowanie niż koledzy, którzy od lat zajmują się reżyserowaniem, że nie ustrzegłem się błędów, itd. Mimo to jestem z siebie zadowolony i myślę, że to doświadczenie pozwoliło mi w siebie uwierzyć, że na tyle słyszę i na tyle rozumiem to co się dzieje, co można, jakbym chciał żeby było i jak to wyegzekwować, że mogę przygotowywać kolejne filmy, że mogę zapraszać kolegów do współpracy.

Do tej pory wyreżyserowałem kilka filmów, a ponieważ całą pracę zaczynam w domu, więc …

No właśnie – powiedziałeś w domu – zapewne oglądasz film zanim zadecydujesz o obsadzie. Czym się kierujesz wybierając aktorów?
Wybierając aktorów to jasną rzeczą jest, że jeżeli ktoś wygrał casting lub został wcześniej przypisany do roli w filmie, to wtedy oczywiście nie ma tutaj z czym walczyć. Ale gdy zaczynam od zera to, przy doborze aktora do postaci staram się obsadzać niekonwencjonalnie (jeżeli to oczywiście jest możliwe i tak mogę) tzn. nie idę tylko za podobieństwem głosu, ale próbuje doszukiwać się rzeczy, które moim zdaniem są bardzo ważne w dubbingu. Takich jak temperament, charakter, osobowość i talent. Mam to szczęście, że mogę zapraszać swoich studentów z Akademii (Łukasz Lewandowski jest wykładowcą Akademii Teatralnej w Warszawie – przyp. autora). Uważam, że jeżeli mnie ktoś nauczył czegoś w dubbingu, a uczyło mnie tego paru fantastycznych ludzi, to moim obowiązkiem jest uczyć tego samego swoich młodszych kolegów.

Czy podczas nagrań przydarzyło ci się coś zabawnego?
Ja wzbudzam w realizatorach i kolegach, którzy mnie reżyserują ogromną radość, aż do granicznej irytacji. Bardzo dużo i często się mylę. Są dni, że jak się uprę na jakimś wyrazie, czy na jakimś akcencie w zdaniu to na początku jest właśnie zabawnie, a potem bardzo nie zabawnie. A jak jest jakieś obce słowo, w obcym języku dajmy na to ! I potrafię tak przekręcić słowo lub słowa, że sam potem się zastanawiam, co ja tu robię i kim jestem ?!

Czy kiedykolwiek oglądałeś filmy, w których użyczałeś swego głosu?
Nie widziałem ani jednego filmu ze sobą, nie oglądam ani filmów dubbingowanych, fabularnych ani teatrów telewizji, nie widziałem ani jednego. Przepraszam jeden widziałem – nie powiem który – i to mnie tak zaskoczyło, że dziękuję, nie korzystam z kolejnych okazji. Znam kolegów, którzy nagrywają filmy czy spektakle w których uczestniczą, potem to oglądają żeby poprawić sobie humor na przykład, wielu kolegów oglądając swoje filmy zastanawia się, co trzeba poprawić, co było źle, co dobrze itd. itd. Jestem pełen podziwu i pełen szacunku dla takiej postawy człowieka, który ogląda siebie i potem się rozwija. Dla mnie to jest od strony emocjonalnej takie przeżycie, któremu nie umiem sprostać! Nie jestem w stanie patrzeć na siebie, ani siebie słuchać, bo dostaje szału agresji!

A czy podczas kolaudacji (końcowa ocena przygotowanego filmu) bierzesz w niej udział?
W sumie nie muszę. Gdy reżyseruję dany film to wcześniej mam możliwość jego obejrzenia i poprawienia tego, co nie wypaliło, a podczas nagrań, jeśli trzeba nagrywam 2-3 wersje i jeszcze przed montażem mam szansę na wybór właściwej wersji.

Cecha dobrego aktora dubbingowego wg. Łukasza Lewandowskiego to …?
Wiem jedno, że na pewno świetnie sobie radzą koledzy w dubbingu z dobrym słuchem. Większą szansę ma ten, kto bardzo dobrze słyszy, ma łatwość i podzielność uwagi. Te cechy bardzo pomagają aktorom dubbingowym. Trudno jest tym aktorom, którzy wyrabiają sobie swój styl, czy technikę i czynią z tego swój fetysz. Kolejny problem to pogardliwy stosunek do dubbingu. Czasami sam nie wiem, czy to pogarda do bycia aktorem w ogóle, czy szczególny, wybiórczy cynizm. To prawda, że sporo jest po prostu głupich bajek czy filmów, które potrafią odebrać nam resztki rozumu, ale to nie jest chyba usprawiedliwienie dla pogardy. Obyśmy dożyli czasów, gdy praca, to czy ją mam czy nie mam, będzie priorytetem i to czy mam pracę, bo jestem dobry, czy z zupełnie innych względów. Jeżeli jest ktoś kto ma w sobie jakiś element świadomości, element twórczy i jakąś elementarną wrażliwość, to w przypadku dobrego filmu czy bajki, w zderzeniu ze świetnymi fachowcami, świetnymi aktorami którym będzie udzielał głosu, ma znakomitą okazję do dotknięcia w sobie stanu czy poczucia kreatywności, dodania swojego niepowtarzalnego „czegoś” do wydawałoby się skończonego zjawiska. Wtedy dubbing może stać się wspaniałą robotą. Na szczęście są takie filmy, w których ogromną radością jest móc iść wyznaczoną przez kogoś ścieżką odkrywając na niej coś nowego i ciekawego, w których staramy się to „coś” dodać i pozostawić. Do tego niestety trzeba mieć talent chcenia.

Dziękuję za rozmowę.