Jak zaczęła się twoja praca w dubbingu?
Pracowałam wtedy w Teatrze Polskim, kiedy zadzwonił do mnie Krzysztof Kołbasiuk. Zaproponował mi casting do jakiejś roli – nie pamiętam już jakiej. Nie wiem czy udało mi się wygrać ten casting czy nie ale po tym zaczęłam być przez niego (Krzysztofa) zapraszana na nagrania. I tak to się w sumie zaczęło. Później poszłam do innego reżysera i tak to trwa z powodzeniem do dzisiaj.

Czy pamiętasz swój pierwszy debiut w dubbingu?
Szczerze mówiąc to nie pamiętam. To był chyba casting związany z kaczorami, może to był Kaczor Donald ? Tam była jakaś dziewczęca postać – kaczusia czy ktoś inny. Trudno mi powiedzieć, myślę jednak że to były jakieś gwary.

Która z postaci, którym użyczyłaś swego głosu sprawiła ci największą trudność?
Najtrudniejsze są takie krótkie postacie (krótkie z racji długości dubbingowania) zwane strzałami. Tam można się stać jakąś babcią lub kimś innym. Głos takich postaci jest bardzo specyficzny i trzeba się pod nie wtedy „podłożyć”. To wydaje mi się największą trudnością. Jednak nasi reżyserzy dbają o to by pod daną postać dobrać właściwego aktora. Starają się wybierać tak by aktor i jego głos miał pewne predyspozycje do postaci, którą ma zagrać.

Jak zareagowałaś, że to twoim głosem będzie przemawiać księżniczka Leia w kultowym filmie „Gwiezdne wojny”?
Strasznie (śmiech). Uwielbiam dubbing do kreskówek, jednak w przypadku filmów ludzkich to ta trudność „wyskakuje” o jakieś 200-500 procent. Tutaj już gra się zupełnie inaczej. „Gwiezdne wojny” to film kultowy, głos kultowy, wszystko jest tam kultowe. Ten głos w oryginale jest bardzo dobrze znany widzom. I tu raptem trzeba zmienić kultowy głos na swój. To był po trochu zbeszczeszczenie świętości (śmiech) – no trochę przesadzam, ale chciałam pokazać trudność dubbingu do tego filmu. Troszeczkę to było wbrew sobie, ale szczerze powiedziawszy do tej pory nie widziałam jak to wyszło. Myślę, że kiedyś to sobie zobaczę. W ogóle dubbing do tego filmu to pomysł karkołomy, ale niestety taki był wymóg i musieliśmy się do tego dostosować.

Czy oglądasz swoją pracę w studiu w telewizji lub w kinie?
Oczywiście, że oglądam i nawet robię to z ciekawością chociaż seriale ludzkie, które są emitowane np. na Disney Channel to już jest jakaś insza inszość i trudność dubbingowania tam jest jednak większa niż kreskówka i to myślę, że widać, słychać, czuć.

Czy podczas nagrania przytrafiło ci się coś zabawnego?
Tak, chociaż nie jestem w stanie żadnego wydarzenia dokładnie przytoczyć. Często przy nagrywaniu Fineasz i Ferba śmieję się z oryginalnej wersji. Dochodzi do tego, że muszę zdjąć słuchawki bo się śmieje z tego co aktorka Ashely mówi w oryginale. Dialogiści także wymyślają jakieś zbitki, które nas bawią i z tego się śmiejemy. Pamiętam kiedyś że nagrałam odcinek do pewnego serialu, nie pamiętam już tytułu, gdzie wszystko było dobrze, dla wszystkich byłam wiarygodna ale następnego dnia otrzymałam telefon by nagranie do tego odcinka powtórzyć. Co się okazało ? Nagrałam odcinek używając słowa „motocykle” a chodziło tam o słowo „monocykle”.

Oprócz tego że jesteś aktorką dubbingową jesteś również aktorką teatralną. Czy postawiłaś byś znak równości między dubbingiem a grą w teatrze?
Kompletnie nie. W dubbingu zostaje tylko głos bo po pierwsze mamy oryginał i musimy się do tego oryginału dopasować. Po drugie mamy obrazek, który nam coś sugeruje i zaznacza postać. Praca ta jest w pewnym sensie dużo bardziej odtwórcza niż to co jest w teatrze, bo w teatrze pracuję od początku do końca. To ja tworzę tę postać i tak naprawdę ja się nigdy nie zastanawiam nad intonacją postaci. W dubbingu zaś trzeba odpowiednio podać głos i przeczytać tekst by widz uwierzył w to, że może to być głos tej postaci, którą widzi. W teatrze buduje się postać na sobie, w zasadzie to jej się nie widzi tylko się ją buduje w sobie i przedstawia publiczności a w dubbingu muszę do postaci, którą państwo widzicie dostroić głos czyli jest to takie odwrócenie budowania.

Czy lubisz oglądać filmy dubbingowane i jaki jest twój ulubiony aktor dubbingowy?
Ostatnio strasznie lubię oglądać całą linię, którą stworzył Pixar. Ma świetną passę i tworzy wspaniałe filmy dla dzieci, które bardzo mi się podobają. Po prostu oszalałam na punkcie tego jak są robione. Tych najdrobniejszych detali jak np. obraz odbijający się w okularach Wally-ego, który uważam za mistrzostwo świata. Niedawno oglądałam z moim synem, po raz nie wiem już który, „Potwory i spółka” ze świetnymi rolami naszych aktorów. Uwielbiam Małgosię Kożuchowską która tam zagrała, Wojtka Paszkowskiego. W filmie tym są świetnie narysowane postacie. Podoba mi sie scena w którym przy każdym ruchy Sullyvana rusza się całe jego futro, albo momen w którym Randall w momencie jak kicha to mu się zwężają źrenice. Faceci ze studia Pixar są bardzo precyzyjni, naprawdę wielki szacun dla nich. Ponieważ mam syna to oczywiście oglądamy „Auta” i „Auta 2”. Jak słucham te rysunkowe filmy to nie widzę skuchy, one mi się strasznie podobają. Bardzo mi się podoba Mateusz Damięcki w filmie „Jak wytresować smoka”, podobała mi się Julia Kamińska w „Zaplątanych”.

Kiedyś kupowałam synom serię „Pixara” wydawaną w częściach i w dodatkach było opisane jak wymyślali niektóre sceny do filmów. Jak oni robili film „Ratatuj” to mieli klatki dla szczurów, żeby zobaczyć jak te szczury się ruszając. Słyszałam, że w „Ratatuj” jest taka scena jak Linguini ląduje w Sekwanie bo ratuje tego szczura. W trakcie rysowania tej sceny, specjalnie wrzucili do sekwany człowieka by wyszedł w fartuchu jaki miał Linguini po to by zobaczyć dokładnie jak woda ma ściekać.

W ogóle filmy Pixara są bardzo dowcipen, mają morał i naprawdę bardzo mi się podobają. Z przyjemnością oglądam je z moimi synami.

Chciałabym się kiedyś przejść po Studiu Pixara i popatrzeć jak wykonują swoją pracę.

Na fali popularności serialu animowanego „Mój mały kucyk : przyjaźń to magia” w którym udzieliłaś swojego głosu kucykowi Applejack chciałem zadać ci kilka pytań odnośnie tego serialu.
Tak ? A ja słyszałam, że jest lista najbardziej nielubianych bajek, wg. rodziców. No i kucyki są na pierwszym miejscu. Szczerze nie mam pojęcia dlaczego tak jest bo jest przecież wiele gorszych bajek.

Pikuła Monika - Applejack

Jak dostałaś się do Kucyków?
Przez casting. Zadzwoniono do mnie, zaproponowano postać. Tak to się odbywa, że do jednej postaci jest kilka głosów. Wysyła się do stacji i ta stacja decyduje kto ostatecznie zagra.

Jak często przebywałaś w studio ? Ile odcinków nagrywałaś dziennie?
To zależy od tego jak dużo jest napisane. Często goni nas czas emisji. Ponieważ tam jest sporo tych kucyków to robiliśmy tak, że spotykaliśmy się na jedną sesję i robiliśmy np. pięć odcinków i tak to wychodziło. Na szczęście te postacie nie są aż tak super rozgadane w porównaniu np do „Fineasza i Ferba” w którym jest dużo monologów, za to w kucykach jest mniej słów, przec co tak sprawnie idzie.

A jak było z piosenkami ? Tam są też i kwestie śpiewane a z tego co słyszałem od kierownika produkcji nie macie dublerek ? Jak ci idzie ogólnie ze śpiewem?
Owszem, są piosenki, na szczęście z moją kwestią nie jest ich dużo. Zresztą jak nie muszę śpiewać to wolę nie. Na tym polega moje śpiewanie (śmiech).

Masz jakiś swój ulubiony odcinek?
Szczerze mówiąc nie. Najlepiej pamiętam za to kwestie, które były na castingu. Pochodziły one z pierwszego odcinka. Tam był taki karkołomny monolog w którym Applejack przedstawia Twiligh Sparkle swoją rodzinę Apple, i tak to trzeba było dosyć sprawnie i szybko powiedzieć.

Czy Monika Pikuła ma coś wspólnego z Applejack?
Nie, myślę, że nie mam. Nie utożsamiam się raczej z kucykami.

Dziękuję bardzo za wywiad.